Akcja "Nagrody" rozgrywa się w latach 70. w zawłaszczonej przez faszystowski reżim Argentynie. Ponieważ twórcy nie wprowadzają nas w kontekst historyczny przy pomocy napisów w czołówce albo komentarza z offu, początkowo trudno jest się rozeznać w realiach. Paula Markovitch próbowała zapewne w ten sposób dać widzom do zrozumienia, że nie miała w planach rozliczać się z historią i ciskać gromami w dawny ustrój. Biorąc pod uwagę, że główna bohaterka to podobno alter ego autorki, a sam film jest silnie inspirowany jej doświadczeniami z czasów dzieciństwa, proponowałbym potraktować "Nagrodę" jako rodzaj terapii uprawianej przy pomocy kamery. Od niepamiętnych czasów jest to bardzo popularna wśród reżyserów-debiutantów metoda: zanim zaczniemy opowiadać o innych, najpierw musimy przyjrzeć się sobie.
Lucia mieszka z córką Cecilią w zapuszczonym domku na plaży. Matka stara się jak może, by nie zwracać na siebie uwagi otoczenia. Podejrzewamy, że ma to związek z nieobecnym mężem (Siedzi w więzieniu? Nie żyje?). Kiedy Cecilia idzie do szkoły, Lucia będzie jej powtarzać jak mantrę zdanie o tym, że tata sprzedaje w Buenos Aires zasłony, a mama pracuje w domu. Dziewczynka jest rezolutna, ale zdarzają jej się wyskoki mogące zatruć życie rozbitej rodzinie: w wypracowaniu mającym być laurką pochwalną dla armii pisze m.in., że żołnierze zabili jej kuzynkę. Od tego momentu napięcie w filmie zaczyna rosnąć. Zadajemy sobie pytanie, czy wychowawczyni Cecilii będzie na tyle niegodziwa, by pokazać pracę dziewczynki komuś wyżej postawionemu.
Markovitch nie nakręciła konwencjonalnej biografii (czytelnika nie powinno to dziwić – w końcu mówimy o tytule dystrybuowanym przez Nowe Horyzonty). Narracja jest rwana, a bohaterowie bardzo często milczą (to też można zrozumieć – żyjąc pod rządami uzurpatorów, lepiej trzymać język za zębami). W "Nagrodzie" od dialogów ważniejszy jest jednak nastrój balansujący między niewinnością świata najmłodszych a grozą opresyjnego systemu. Wymowę filmu ustawia otwierająca film długa sekwencja, w której Cecilia próbuje jeździć na wrotkach po piaszczystej plaży. Tak w sporcie jak i w życiu dziewczynka wywraca zasady dotyczące tego, co jej wolno, a co jest zabronione. Pytanie, jak długo będzie bezkarna. W faszystowskiej Argentynie dzieciństwo to towar z krótkim terminem ważności.
W "Nagrodzie" warto zwrócić uwagę na dwie rzeczy. Po pierwsze, na fantastycznie prowadzonych małoletnich aktorów (grająca Cecilię Paula Galinelli Hertzog to odkrycie roku). Sposób, w jaki Markovitch podpatruje zabawy swoich bohaterów, przywodzi na myśl znakomite "Niedzielne igraszki" (1983) Roberta Glińskiego. W obu dziełach świat dzieci staje się lustrem odbijającym przerażającą rzeczywistość dorosłych. Po drugie, "Nagroda" może pochwalić się posępnymi, sensualnymi zdjęciami Wojciecha Staronia. To, w jaki sposób Polak prowadzi kamerę, sprawia, że kolejne kadry zaczynają pachnieć: mgłą, morzem, wilgocią. Nasza szkoła operatorska wciąż trzyma mistrzowski poziom.